Serduszka na feriach

Serduszka na feriach

Za nami kolejny wspólny wyjazd na ferie zimowe. Tym razem wybraliśmy się do Dusznik-Zdroju. Nie obyło się bez przygód - chociażby tej, podczas pierwszej przerwy na stacji paliw, kiedy jeden z opiekunów biegł za autokarem. Na całe szczęście, dalszą drogę pokonaliśmy w komplecie. Na miejscu doświadczaliśmy gościnności pod dachem klasztoru ojców Franciszkanów, a z dobrodziejstw zimy korzystaliśmy na stokach w Zieleńcu. Po przyjeździe, rozpakowaniu i obiadokolacji wybraliśmy się na mały spacer. Nie zabrakło zabawy „pif-paf” oraz letniego przeboju „Serduszek”: „Disco, disco”. Noc minęła nam bardzo szybko. Po Mszy św. i śniadanku szybkim krokiem biegliśmy do autokaru, bo nie mogliśmy się doczekać, aż z dobranym sprzętem narciarskim i snowboardowym staniemy na białej warstwie śniegu. Dosłownie – nie mogliśmy się doczekać – gdyż wypożyczanie sprzętu w tym roku przypominało prawdziwe pole bitwy. Nie ukrywając, wygraliśmy tę „bitwę”, ale nie wspomnimy po ilu godzinach. I tak oto rozpoczęło się szusowanko. Doświadczeni narciarze z naszej grupy ruszyli na szczyty, a ci, którzy pierwszy raz zetknęli się z nartami, pokornie przyjmowali lekcje od panów instruktorów. Słońce, piękne widoki i radość były chlebem powszednim naszego wyjazdu. Niektórzy z nas podczas ferii mieli urodziny, a wśród nich m. in. Oliwia i Hania, a także Panie Kasia i Dorota oraz Pan Miro (i tu trzeba dodać – on wszystko potrafi załatwić). Była modlitwa, torty, kwiaty, prezenty i oczywiście tradycyjne „Sto lat”. Dzień rozpoczynaliśmy poranną Mszą św. z oprawą muzyczną nikogo innego jak „Serduszek”, którymi dyrygowała Karolina (na obozie nazwana Roszpunką). Ostatni dzień na nartach zapowiadał się deszczowo i mgliście, lecz wraz ze zmniejszającym się dystansem do Zieleńca, deszcz zamieniał się w śnieg. Już po kilku chwilach, wprawieni w rozpoznawaniu swojego sprzętu narciarskiego i snowboardowego, byliśmy na stoku. A tu klapa… Naszła straszna mgła - widoczność osiągała zaledwie 5 metrów. Ale my się nie poddaliśmy! Starsza część grupy znalazła lokum w schronisku Orlica, a młodsza w Barze Jakubcówka, wiedząc, że czeka tam zawsze gotowa do pomocy Pani Małgosia. Już po chwili okazało się, że zajęliśmy prawie cały bar. To był moment na rozgrzanie się ciepłą herbatą i posilenie frytkami. Okazało się, że warto było czekać. Mgła zniknęła i słońce na chwilę wyjrzało zza chmur. Szybka decyzja – ruszamy na stok! Wszak był to ostatni dzień na białym puchu. Mniej wytrwali zaczęli oddawać sprzęt do autokaru, a pomagali im Panie Małgosia i Ula oraz Panowie Tomasz i Piotr. Pozostali, wraz z Paniami Dorotą, Ewą, Kasią, Moniką, Bogusią, Izą oraz Panami Markiem, Mirkiem, Arturem i Markiem, szusowali do końca. Wracając do klasztoru oddaliśmy sprzęt zimowy i pożegnaliśmy się ze stokami w Zieleniec Ski Arena. Po obiadokolacji nadszedł czas na doszlifowanie skeczy, które przygotowywała każda z grup. To był ostatni i najgłośniejszy wieczór. Wielką niespodziankę przygotowali nam opiekunowie: Monika, Ewa, Dorota, Małgosia, Bogusia, Iza, Mirek oraz Artur, prezentując przyśpiewki własnego autorstwa nawiązujące do sytuacji, jakie wydarzyły się na naszym wyjeździe. Za ten występ zgarnęli bukiet oklasków, podobnie jak skecz w wykonaniu Alicji, Marceliny, Pawełka oraz Pani Kasi i Pana Marka. Pierwsze miejsce zajął skecz zatytułowany: Oczekiwania kontra rzeczywistość”, w wykonaniu najstarszych dziewczyn oraz skecz chłopaków, prezentujący parodię reklamy. Tego wieczoru ogłoszono również wyniki konkursu na najczystszy pokój. Wygrały Marysia, Iza, Oliwia i Milena. Wręczono też dyplomy dla dzieci, które pierwszy raz jeździły na nartach i zdobyły tę niełatwą umiejętność. Na koniec, po podziękowaniach ks. Jakuba, który objął swoimi słowami wszystkich uczestników wyjazdu, odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski i pojawił się plan na kolejny dzień wypisany (podobnie jak w poprzednich dniach) przez Olę i Igę. Wracając do Szczecina zajechaliśmy do Aquaparku we Wrocławiu. Po trzech godzinach, nareszcie porządnie umyci, ruszyliśmy w dalszą drogę, zaliczając jeszcze przerwę na małe jedzonko w Polkowicach. Bogu niech będą dzięki za wspólny czas, a panu Karolowi, za to, że, jak zawsze, bezpiecznie nas woził.